- Kalwaria nie była górą, ani wzgórzem, tylko kilkumetrową pozostałością w dawnych rzymskich kamieniołomach, które znajdowały się poza murami ówczesnej Jerozolimy, obok cmentarza. Miejsce ukrzyżowania od miejsca grobu Jezusa dzieliło zaledwie kilkanaście metrów - powiedziała biblistka dr. hab. Barbara Strzałkowska z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie.
Ponad 600 ran i obrażeń Chrystusa Na płótnie, w które było owinięte zmaltretowane ciało Pana Jezusa po zdjęciu z krzyża i złożone w grobie. pozostaje wstrząsający obraz cierpienia i śmierci Chrystusa. Całun Turyński odkrywa przed nami prawdę o całym męczeństwie Pana. Płótno posłużyło specjalistom od medycyny sądowej do dokładnych badań potwierdzających fakty
Wielka Sobota. Wielka Sobota jest dniem spoczynku Jezusa w grobie i adoracji Najświętszego Sakramentu. Obchodzona jest jako dzień błogosławieństwa, gdyż święci się wtedy ogień, wodę i wielkanocne pożywienie. W kościele w Wielką Sobotę odprawia się liturgię światła, liturgię chrztu i liturgię mszalną oraz dokonuje
Maria Magdalena przy grobie Jezusa. To chyba jedno z najbardziej wzruszających spotkań, jakie możemy znaleźć na kartach Ewangelii. Maria Magdalena, która przychodzi w poranek zmartwychwstania do grobu, aby obmyć i namaścić ciało Jezusa, zastaje odsunięty kamień zamykający dostęp do wnętrza, a sam grobowiec – pusty.
Pierwszy z nich obejmuje czas od Abrahama do króla Dawida. Abraham żył około 1850 lat przed Chrystusem, a Dawid około 1000 lat przed Chrystusem, dzieliło ich więc około 800 lat. Drugi, zapoczątkowany przez Dawida, trwał do przesiedlenia babilońskiego na początku VI w. przed Chrystusem, czyli około 400 lat – dwukrotnie krócej.
A na miejscu, gdzie Go ukrzyżowano, był ogród, w ogrodzie zaś nowy grób, w którym jeszcze nie złożono nikogo. Tam to więc, ze względu na żydowski dzień Przygotowania, złożono Jezusa, bo grób znajdował się w pobliżu. Dzisiaj jest dzień ciszy i oczekiwania. Pamiętamy śmierć Jezusa i jego złożenie w grobie.
95lPNTB. Wielkanoc to czas wyjątkowo wzmożonej krzątaniny teologów, tłumaczących tajemnicę śmierci i zmartwychwstania Chrystusa. Ale to także okres, gdy do głosu dochodzą ci, dla których najważniejsze chrześcijańskie święto to okazja do bajań i klechd. Czasami tak nieprawdopodobnych, że zaliczyć je można niemal wręcz do literackiego fantasy. I wcale nie jest to zjawisko charakterystyczne tylko dla naszych czasów. Osoba Chrystusa już w chrześcijańskiej starożytności doczekała się tylu interpretacji, że w ich gąszczu gubią się nierzadko nawet najtęższe umysły. O zmartwychwstanie i jego kulisy toczono kłótnie, okładano się klątwami, a nawet dopuszczano się rękoczynów, jak to miało miejsce choćby na pierwszym soborze powszechnym w Nicei w 325 roku, kiedy to - jak podaje legenda - św. Mikołaj nakładł po gębie Ariuszowi za bluźniercze komentarze na temat boskości Jezusa. Ariusz nie był zresztą wówczas najbardziej radykalnym interpretatorem chrystologicznych tajemnic. Dopiero później miał bardziej doszlifować swoją doktrynę, która przeszła do historii Kościoła pod mianem arianizmuCzytaj także: Watykan: Msza Wigilii Paschalnej pod przewodnictwem Benedykta XVI Wśród starożytnych wiernych, członków szybko rozwijających się gmin chrześcijańskich, spotkać można było i takich, dla których Chrystus był aniołem, który dla niepoznaki udawał, że je, śpi i cierpi (aftartodoketyzm), takich, co widzieli w nim jedynie fantom na podobieństwo hologramu (doketyzm) albo oszusta, który umknął spod krzyża, na którym zawisł Szymon z Cyreny (bazylidianizm). Byli i tacy, co głosili, że jego powstanie z martwych było jedynie symboliczną grą na użytek maluczkich (eutychianizm), oraz tacy, wedle których Chrystus nie dokonał osobiście odkupienia, ale przyszedł na świat z misją nauczenia ludzi, jak mają to zrobić sami (pelagianizm). Nim sformułowano pierwsze chrystologiczne dogmaty, wyobraźnia ludzka miała wielkie pole do popisu. Spora rzesza wiernych była przekonana, że Jezus posiadał prawowitą małżonkę, że cuda w Kanie Galilejskiej czynił na własnym ślubie, że kaźń na krzyżu wyglądała zupełnie inaczej, niż podają autorytety, a zaświadczyć to może mityczna grupa 500 świadków, którzy czekają tylko, by dać świadectwo, wreszcie - że Jezus odzyskał siły potrzebne do odsunięcia nagrobnego kamienia, bo spożył cudowne zioła z Getsemani. Grupa pobożnych mężów pokutująca na Pustyni Judzkiej świadczyła nawet, że widziała, jak Chrystus spłynął z nieba na ognistym rydwanie, aby nauczyć ich prawdy o swoim boskim posłannictwie, dzięki czemu mogliby być uznani niemalże za protoplastów dzisiejszych łowcówUFO. Po dwóch tysiącach lat istnienia chrześcijaństwa wszystkie te fantazje trwają w najlepsze. Co więcej, pojawiają się kolejne, będące nie tylko kompilacją poprzednich, ale całkiem oryginalne. W 2003 roku wypłynęły na światło dzienne cudem znalezione dokumenty, wedle których Jezus, uniknąwszy krzyża, wiódł wraz z gromadką potomstwa sielski żywot w Indiach, a nawet został gorliwym czcicielem Wisznu. Ale to jeszcze nic: William Turner, prezbiteriański pastor z Ohio, ogłosił trzy lata temu teorię, że Chrystus sprzed dwóch tysiącleci był kolejną reinkarnacją Amauszumgalany, jednego z sumeryjskich bożyszcz. Jego parafianki wyznały ekipie telewizyjnej, że na głowie duchownego często widzą zarys korony cierniowej, z czego jasno wynika, że kolejną reinkarnacją Syna Bożego jest właśnie on. Pastor nie zdementował tej sukurs człowieczej wyobraźni idzie dziś również popkultura, lubująca się w dziwactwach, także teologicznych. Popkulturowa wersja życia i misji Chrystusa zdaje się skutecznie konkurować z przekazem Ewangelii i doktryną Kościoła. Co więcej, ma ona swoich proroków, którzy sprytnie łącząc komercję z sensacją, opowiadają nam wręcz nową mitologię. Jej świętą księgą jest opublikowane w 1982 roku w Wielkiej Brytanii dzieło "Święty Graal. Święta Krew", sygnowane nazwiskami Michaela Baigenta, Richarda Leigha i Henry'ego Lincolna. Nazwanie ich spryciarzami to mało, to geniusze, którzy serwują nam danie zawierające w sobie wszystkie możliwe herezje i androny, które przez wieki rozpalały ludzkie umysły. Trzy dekady po opublikowaniu "Świętego Graala..." nie ma on sobie równych w dziedzinie tzw. alternatywnej chrystologii. Okazuje się zatem, że prawda o Chrystusie została tak skutecznie zmanipulowana przez chrześcijaństwo, że wymaga gruntownej rekonstrukcji. Nie był on oczywiście żadnym Bogiem, bo sama idea boskiego syna byłaby dla ówczesnych Żydów niedorzeczna. Trudnił się ciesiołką, jego małżonką była Maria Magdalena, kapłanka pradawnych i tajemniczych kultów, która jeśli nawet trudniła się nierządem, czyniła to w niepospolity sposób. Ale też owa niepospolitość czyniła ją osobą zamożną, czego dowodem był bezcenny olejek nardowy, którym - w specjalnym rytuale - namaściła Chrystusa na obdarzonego misją Mesjasza. Cuda czynione przezeń w czasie wędrówek po Palestynie dadzą się łatwo wytłumaczyć kuglarskimi sztuczkami i prestidigitatorstwem. Czytaj także: Włochy: Setki Polaków ze święconkami w polskim kościele w Rzymie Ukrzyżowany na niby (zniósł rzymskie tortury dzięki specjalnie przygotowanemu specyfikowi), Chrystus uciekł z rodziną do Marsylii i tam, żyjąc spokojnie do roku 45, dał początek linii Merowingów (znak rozpoznawczy: złote pszczoły). Z niej zrodziły się wielkie rody Europy, dzięki czemu idea tysiącletniego królestwa stała się faktem. Jego istnienie jest solą w oku Kościoła katolickiego - dowodzą autorzy "Świętego Graala...", dlatego też od wieków trwa bezlitosna walka między siłami Jasności, czyli potomkami Chrystusa, a Mrokiem, uosabianym przez papieża i jego popleczników. Tak w zarysie wygląda historiozoficzno-teologiczny zrąb książki, który w zależności od sytuacji można uzupełniać o komplementarne wątki. Liczni komentatorzy "Świętego Graala..." wielokrotnie zwracali uwagę na jego klasycznie gnostycki charakter: światem rządzi nie tylko spór Dobra i Zła, ale walka o Prawdę, którą dziś znają tylko nieliczni, ale która w przyszłości zmieni duchowe oblicze ludzkości. Klucz do tej prawdy odkryli przed poszukiwaczami autorzy dzieła, a od nas zależy, czy włożymy go w odpowiedni zamek. Można się śmiać ze spiskowej obsesji trzech Anglików, ale przyznać trzeba, że zaserwowali bliźnim niebywały przysmak: poczucie bycia wybranym. Czyż wiedza o tym, że osoba Chrystusa został użyta przez chrześcijan w złej wierze, nie jest powodem intelektualnej ekscytacji? Dla popkultury to kopalnia inspiracji i prowokacji. Kinowe "Ostatnie kuszenie Chrystusa" Martina Scorsese albo powieści "Król Jezus" Roberta Gravesa czy "Ewangelia według Jezusa Chrystusa" José Saramago dowodzą, że losy Zbawiciela można spleść w sposób dowolny i niepoddany żadnym historyczno-teologicznym dogmatom. Oczywiście nie za często i nie wszystko. Wszak prawda o Chrystusie nie jest przeznaczona dla każdego. Od czasu publikacji panów Baigenta, Leigha i Lincolna można już mówić o powstaniu całościowej doktryny zdemistyfikowanego Chrystusa. Oprócz prawdy o jego życiu i misji założycielskiej tysiącletniego królestwa, jej składowymi są historie Graala, Merowingów i templariuszy. Dopiero ich prześledzenie i umieszczenie w odpowiednich miejscach historycznej mozaiki daje pełny obraz dzieła, które zapoczątkował żydowski się do średniowiecza, gdy papież Innocenty III ogłosił krucjatę przeciwko katarom. Walki z nimi trwały blisko pół wieku, a zakończyły się zdobyciem twierdzy Montségur. Nim jej obrońcy zostali wycięci w pień, zaginął legendarny skarb katarów - kielich z czystego złota, ozdobiony kosztownymi kamieniami , wedle opisów z epoki najpiękniejszymi, jakie są tylko w morzu i na ziemi. To z tego kielicha Chrystus miał pić wino podczas Ostatniej Wieczerzy i do niego miała spłynąć krew z jego przebitego boku. Dlaczego Święty Graal jest taki ważny dla legendy tysiącletniego królestwa, że uganiali się za nim przez wieki krzyżowcy, poszukiwacze prawdy, wolnomularze wszelkich opcji, a nawet grupa archeologów Heinricha Himmlera, nazistowskiego wielbiciela podobnych zabaw? Odpowiedź jest jasna - Święty Graal to gwarancja potęgi i chwały, dzięki której ci, którzy posiedli moc Chrystusa, będą władać światem. Graal jest siłą napędową całej historii i dopóki nie dowiemy się, gdzie ukryli go katarzy z Montségur, mowy nie ma o nastaniu Nowej także: Premier na Wielkanoc: Zapomnijmy o słowie "niemożliwe"Niektórzy twierdzą, że Graala tak naprawdę przed oczami ciekawskich ukryli nie katarzy, ale templariusze, średniowieczni mnisi-rycerze, których los przypieczętował w roku 1307 król francuski Filip IV Piękny, paląc w Paryżu na stosie wielkiego mistrza Jakuba de Molaya i jego 54 druhów. Historycy mówią, że rozprawa z zakonem była spowodowana chęcią zawładnięcia jego bajecznymi skarbami, ale dobrze poinformowani wiedzą swoje: Filip chciał odebrać templariuszom Świętego Graala i został władcą, jakiego jeszcze świat nie widział. Ponoć święcie wierzył, że posiadanie relikwii daje nieśmiertelność i bezpośredni, mistyczny kontakt z Bogiem. Musiał być nielicho rozczarowany, gdy w skarbcach zakonnych nie znaleziono wyznawcy tysiącletniego królestwa wiedzą swoje: Filip nie mógł posiąść Graala, bo nie był wybrany. Nie zaliczał się do potomków Chrystusa, którzy we wszystkich tajemnych podaniach noszą imię Merowingów, długowłosych półelfów, których nie zmógł szerzący się gwałtownie Kościół. Istnieje nawet stosowna legenda, że gdy w 1099 roku Godfryd de Bouillon (Merowing co się zowie) zdobył Jerozolimę podczas I krucjaty, odzyskał prawowite dziedzictwo, które zostało nadane Mesjaszowi w epoce Starego Testamentu. Ów Mesjasz musiał znaleźć cielesno-duchowe uzupełnienie w osobie Marii Magdaleny. Na jej przykładzie widać, że katolicka święta, która stała pod krzyżem i pierwsza odkryła zmartwychwstanie Chrystusa, może robić zawrotną karierę także wśród wrogów Kościoła. Modernistyczni teologowie widzą w niej oświeconą przywódczynię pierwotnego Kościoła, z kolei feministki wyzwoloną niewiastę, która nie bacząc na żydowskie obyczajowe tabu, z dumą obnosi swój fach prostytutki. Dla wyznawców tysiącletniego królestwa Maria Magdalena jest westalką odwieczną duchowych sił, przeznaczoną do wypełnienia proroctwa: spłodzenia z Chrystusem tych, których następcy będą władać Nowym Syjonem. Wydaje się, że Merowingowie działają na wyobraźnię współczesnych jeszcze bardziej niż na średniowiecznych heraldyków. Brytyjski historyk sir Laurence Gardner opublikował nawet swego czasu głośną pracę "Krew z krwi Jezusa", w której zamieścił genealogię władców francuskich, angielskich i szkockich wywiedzioną wprost od Chrystusa. To z informacji Gardnera skrzętnie korzystał Dan Brown pisząc "Kod Leonarda da Vinci". W nim również znaleźć można dowody, że Chrystus wcale nie był przeznaczony do śmierci krzyżowej, ale do zupełnie innego zadania. Jak widać, starożytne legendy na temat Chrystusa wydają się jedynie naiwnym bajdurzeniem w porównaniu z tym, czym inteligentni nieraz ludzie obdarzają nas współcześnie. Ostatecznie, któż z nas nie lubi dreszczyku emocji przy odkryciu, że coś wygląda inaczej, niż do tej pory sądziliśmy. Czy wiedza, że rządzą nami uganiający się od tysiącleci za świętym Graalem potomkowie Merowingów, którzy - dodajmy - mają arystokratyczne żydowskie korzenie, nie jest warta uwagi? Bycie wybranym kusi. Siłę tej prawdy zna zapewne Barbara Turlińska, autorka rozprawy "Krew Merowingów. Polscy potomkowie Jezusa". Tylko na pozór tytuł brzmi absurdalnie, to przecież konsekwentne rozwinięcie tezy ze wspomnianej już książki Laurence'a Gardnera. Skoro potomkowie Chrystusa mogli się znaleźć w Anglii i Francji, dlaczego ma ich zabraknąć nad Wisłą? Po szczegółowej historycznej kwerendzie pani Turlińska znalazła dowody, że od Merowingów wywodzili się i wywodzą Wojciech Kossak, Emilia Plater, Józef Piłsudski, Melchior Wańkowicz, Jacek Malczewski, Maria Pawlikowska-Jasnorzewska, Lech Kaczyński, Beata Tyszkiewicz, Maja Komorowska, Małgorzata Braunek i Grzegorz Turnau. Imponujące, prawda? Gdy pomyśli się, że krakowski bard ma w swoich żyłach krew Chrystusa, spogląda się na rzeczywistość innymi oczyma. "Przyszłość należy do nich" - wieszczą autorzy "Świętego Graala...", prorocy zadziwiająco żywotnego mitu współczesnej ludzkości.
Zmartwychwstanie nie jest jedną z wielu teologicznych prawd wiary chrześcijańskiej, lecz jest bezapelacyjną podstawą, wokół której rodził się i rozwijał pierwotny Kościół: „A jeżeli Chrystus nie zmartwychwstał, daremna jest wasza wiara” – uczy św. Paweł w Pierwszym Liście do Koryntian (15,17). Czy jednak można dowieść historyczności zmartwychwstania, czy może chodzi o jedną z prawd wiary, jakie nauka może badać? Wielu krytyków utrzymuje, że wiara w Zmartwychwstałego i Jego przebóstwienie były późniejszym opracowaniem teologicznym, dokonanym przez św. Pawła i wspólnoty z kręgów bliskich kulturze greckiej. Te przekonania mogły mieć wpływ na Sobór Nicejski, który zatwierdził je jako dogmaty dopiero po roku 325. Lecz analiza taka przeczy informacjom z Nowego Testamentu. Na przykład w Liście do Filipian św. Paweł przytacza hymn liturgiczny, w którym się deklaruje, iż „Jezus Chrystus jest Panem” (2,11) – a „Pan” to tytuł wyraźnie boski – i że „istniejąc w postaci Bożej nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem” (2,6). List do Filipian został napisany około roku 50, tym niemniej cytowany w rozdziale 2 hymn nie został ułożony przez św. Pawła; znano go i używano w liturgii najstarszych wspólnot chrześcijańskich, zatem jest on jeszcze starszy. Skoro dziesięć czy piętnaście lat po śmierci uznawano Jezusa za równego Bogu, to Jego przebóstwienie nie mogło być ani dziełem soborów z IV wieku, ani helleńskich odłamów wspólnot chrześcijańskich języka greckiego, lecz był to pewnik już utwierdzony wśród pierwszych uczniów o rodowodzie żydowskim. Jeżeli chodzi o sprawę zmartwychwstania, to jest ono obecne w czterech Ewangeliach i w innych pismach Nowego Testamentu, datowanych jednakże na I wiek. Najstarsza tradycja chrześcijańska Ale jak to możliwe, że grupa pobożnych Żydów doszła do ubóstwienia człowieka, naruszając tak bardzo rygorystyczny monoteizm swojej religii? Co znalazło się u podstaw najstarszej tradycji chrześcijańskiej, która twierdzi, że Jezus zmartwychwstał? Co to znaczy, że wiele osób widywało Go po śmierci? Czyżby to były wymysły czysto literackie? A może zjawisko zbiorowych halucynacji? Ukrzyżowanie było szokiem, istną katastrofą dla uczniów Jezusa, którzy porzucili wszytko i poszli za Nim, a także dla rzesz, które widziały w Nim przywódcę ewentualnej antyrzymskiej rewolucji. Widok Jezusa straconego jak najgorszy zbrodniarz musiał być traumą, przekreślającą wszelkie nadzieje: „Myśmy się spodziewali, że On właśnie miał wyzwolić Izraela” – mówią dwaj rozczarowani wędrowcy w drodze do Emaus (Łk 24,21). Mimo to zaraz po tej tragedii uczniowie Jezusa organizują się pod przewodnictwem św. Piotra (ucznia, który się Go zaparł i opuścił), spotykając się w Jerozolimie i głosząc niezwykłe rzeczy. Co dało im tę silę, żeby zaczynać wszystko od nowa? Nikt nigdy nie wyobrażał sobie, że z ukrzyżowania może powstać nowa religia. A przecież śmierć na krzyżu nie jest ostatnim słowem: św. Piotr i towarzysze nie ograniczają się do opłakiwania swego Mistrza, aby zachować żywe i nostalgiczne o Nim wspomnienie, lecz głoszą Go żywego i działającego wśród nich. Jest to jedyny taki fakt w historii, zwłaszcza w okresie, w którym roiło się od przywódców religijnych i politycznych, którzy starali się interpretować, każdy na swój sposób, mesjańskie oczekiwania w Izraelu. Spośród tych wszystkich osób, które ożywiały Palestynę nadzieją w I i II wieku, tylko Jezus Nazarejczyk zapoczątkował żywotną i ekspansywną społeczność, niezmordowanie realizującą swój ewangelizacyjny program. Dlaczego tylko Jemu się to udało? Hipoteza, że kilkunastu wylęknionych i prymitywnych uczniów wymyśliło swoisty spektakl i opracowało wyrafinowaną teologię, sprzeczną z absolutnym monoteizmem wiary, z której się oni wywodzili, jest nie do obrony. Co zatem tak naprawdę się wydarzyło? Jak wytłumaczyć zwrot sytuacji po zmartwychwstaniu? Żaden poważny historyk nie może obiektywnie potwierdzić ani zaprzeczyć, że Jezus naprawdę zmartwychwstał. Mimo to odpowiedź na postawione kwestie nie zwalnia z obowiązku dociekań historyczno‑krytycznych. Innymi słowy, nie chodzi o odsłonięcie tajemnicy Zmartwychwstałego, które pozostaje w granicach wiary, lecz o zrozumienie, w jaki sposób pierwszym chrześcijanom udało się odwrócić na swoją korzyść dramatyczną i kłopotliwą wymowę tragizmu krzyża i to tak dalece, żeby stworzyć tak bardzo żywotny ruch religijny. Samo życie, uczynki i nauczanie Jezusa to jeszcze za mało, żeby wyjaśnić powstanie wspólnoty tak entuzjastycznej, która tak szybko zdołała zdobyć aż taką liczbę prozelitów w Izraelu i w całym środowisku grecko‑rzymskim. Coś konkretnego musiało się wydarzyć po ukrzyżowaniu; coś, co radykalnie zmieniło punkt postrzegania przez uczniów całej życiowej drogi Nazarejczyka. Ale co dokładnie? Wróćmy do badania Ewangelii. Według różnych opowiadań rankiem po szabacie grupka kobiet przybyła do grobu Jezusa z pachnącymi olejkami, aby uzupełnić zwyczaje grzebalne, które trzeba było przedtem odłożyć z uwagi na spoczynek szabatu. Ale ich zamiarom przeszkodził zaskakujący i nieprawdopodobny obrót spraw, ponieważ ciało Jezusa zniknęło, grób zaś był pusty. Opustoszały grób jako taki nie jest jeszcze dowodem zmartwychwstania, jednak stanowi ku temu niezbędną przesłankę. Myśl o bezcielesnym zmartwychwstaniu, może jeszcze jakoś do przyjęcia w mentalności greckiej, dla Żydów przerastała wszelką wyobraźnię. Gdyby Jezus realnie zmartwychwstał, coś takiego musiałoby obejmować również Jego cielesność. Czy ciało Jezusa ktoś wykradł? Czy jednak da się racjonalnie wytłumaczyć, co u grobu zastały kobiety? Najpierw narzuca się myśl, że ciało Pańskie wykradziono albo ulokowano w innym grobowcu. Jest i taka możliwość, że Jezus tak naprawdę wcale nie umarł, lecz po krótkim odpoczynku przyszedł do siebie, aby następnie o własnych siłach opuścić grób. Jak widzieliśmy, wątek pozornej śmierci podtrzymują muzułmanie z islamskiej sekty Ahmadijja, ale też paru współczesnych uczonych, jak np. racjonalistyczny teolog Heinrich Paulus, twardo tkwiący przy przekonaniu, że Jezus nie umarł, a tylko zemdlał. Jednak i tę wersję należy odrzucić, ponieważ – jak już wielokrotnie powtarzaliśmy – śmierć Pańska na krzyżu jest jednym z niepodważalnych historycznych pewników, potwierdzonych również przez źródła niechrześcijańskie. Ponadto jest czymś naprawdę nie do pomyślenia, żeby Rzymianie nie upewnili się na sto procent o śmierci skazańca, zanim wydali jego ciało żałobnikom. Większość nieprzyjaciół chrześcijaństwa w każdym czasie podtrzymywała natomiast hipotezę pierwszą: ciało Jezusa zostało wykradzione przez Jego uczniów właśnie po to, aby mieć niezbity argument przy głoszeniu wiary, że zmartwychwstał. Był to zarzut sfabrykowany przez elity kapłańskie w I wieku, a tę samą „czarną legendę” przejmują od nich teraz współcześni racjonaliści. Na przykład słynny filozof doby oświecenia, Reimarus, utrzymywał, że wobec załamania się wszelkich nadziei po ukrzyżowaniu Mistrza Jego uczniowie woleli urządzić tę inscenizację niż wrócić do swych prostych zawodów i do anonimowości w ówczesnym życiu. Pogłoska o wykradzeniu zwłok występuje zresztą już w Ewangelii Mateuszowej oraz w apokryfie Piotra, które starają się odrzucić tę wersję utrzymując, że rzymscy żołnierze dniem i nocą strzegli grobu. Jednak, zdaniem krytyków, owo nieskuteczne pilnowanie byłoby dowodem dla nich obciążającym. Innymi słowy, pierwsi chrześcijanie, wymyślając historię zbrojnej straży u grobu wykazaliby, że po prostu „konfabulują”. A jeśliby nawet oddział strażników rzeczywiście był tam obecny, to oni mimo wszystko i tak mogliby go przechytrzyć, wykorzystując czy to nieuwagę, czy też sen morzący straż. Krótko mówiąc, jakkolwiek by było naprawdę, to, co mówią Ewangelie, mija się z propagandą na temat kradzieży ciała Jezusowego. Tablica z kolekcji Froehnera – decydująca poszlaka? Ciekawostkę dotyczącą tego sporu stanowi osobliwe odkrycie archeologiczne. W roku 1878 w prywatnej kolekcji opracowywanej przez niemieckiego uczonego Wilhelma Froehnera, pojawiła się marmurowa tablica o wymiarach 60 na 37 cm, z kilkoma wyrytymi słowami po łacinie. Znalezisko pozostawało nieznane szerokim kręgom do czasu, kiedy belgijski historyk i archeolog Franz Cumont nie odczytał inskrypcji, która brzmiała tak: „Absolutnie nie wolno nikomu pozwalać, aby przenosił tych, którzy zostali pogrzebani, gdyby to jednak ktoś uczynił, rozkazuję, by winny poniósł karę śmierci oskarżony jako profanator grobów”. Chodzi tu o cesarski dekret, nakazujący taką sankcję dla „hien cmentarnych”, tzn. tych, którzy profanowali groby, okradając je z kosztowności. Skoro wielu uczonych datowało tę tablicę na I wiek, a osobliwością jest to, że znaleziono ją nie gdzie indziej, tylko w Nazarecie, uznano powyższy dekret za reakcję władz rzymskich na spory o zagadkowym zniknięciu ciała Jezusa. Inaczej mówiąc, ten kawałek marmuru miałby być dowodem, że głoszenie Jego zmartwychwstania wywołało niejaki zamęt nie tylko w Jerozolimie, ale nawet w stolicy cesarstwa. Może Piłat przesłał cesarzowi raport z przebiegu całej afery z pustym grobem? Trzeba jednak wykazać rezerwę, gdy idzie o wnioski. W pierwszej chwili uznano, że tablica ze zbiorów Froehnera jest dziewiętnastowiecznym falsyfikatem. Później badanie łacińskiego pisma wykazało, że chodzi o przedmiot bardzo stary, chociaż trudno ustalić bez błędu zarówno obszar jego pochodzenia (tylko wzmianka o Nazarecie jest krótką adnotacją kolekcjonera), jak i dokładne datowanie. Eksponat mógłby pochodzić sprzed śmierci Jezusa albo z okresu późniejszego; według niektórych mógł się ukazać za rządów Nerona. Ale gdyby nawet rozporządzenie takie ogłoszono za Tyberiusza jako bezpośrednią reakcję na chrześcijański fenomen, nie stanowiłoby ono ani dowodu na zmartwychwstanie, ani też na jego wykluczenie. Byłby tylko przypieczętowaniem plotek o możliwym wykradzeniu zwłok Jezusa. Ostatecznie hipoteza kradzieży pozostaje w obiegu. Możliwość wielkiego matactwa Gdyby jednak to tłumaczenie było prawdą, chrześcijaństwo musiałoby być wynikiem wielkiego oszustwa, które potrafiło otumanić miliony, a nawet miliardy mężczyzn i kobiet w ciągu dwóch tysięcy lat. W tym przypadku należy się zastanowić, kto mógł zaplanować największy fałsz w historii; jak to uczynił, aby nie być wykrytym, a zwłaszcza jak mógł przekonać dziesiątki, jeśli nie setki ludzi, by zachowali tajemnicę. Święty Paweł bowiem opowiada o ukazaniu się Zmartwychwstałego pięciu tysiącom braci, z których wielu jeszcze żyło w czasie, kiedy on to pisał, i mogło zaprzeczyć ewentualnym mistyfikacjom. A nawet godząc się na możliwość wielkiego matactwa: naprawdę trudno zrozumieć, czemu sami jego reżyserzy woleli ponieść śmierć męczeńską niż wyprzeć się swojej wiary w Zmartwychwstałego. Z jaką odwagą może człowiek dojść do oddania życia na świadectwo kłamstwu, które sam wymyślił? Podsumowując: historia o kradzieży zwłok Pana, o ile jest wyjaśnieniem prawdopodobnym, to jednak nie wyjaśnia genezy chrześcijaństwa ani też nie wystarcza na usprawiedliwienie entuzjazmu i skuteczności ewangelizacyjnej pierwszych chrześcijan. Ewangeliczna powściągliwość Dalsza racjonalna interpretacja faktu zmartwychwstania mogłaby być interpretacją typu czysto duchowego. W tym ujęciu skierowane do kobiet anielskie: „Zmartwychwstał!” należałoby rozumieć nie tyle dosłownie, ile w szerszym, metaforycznym znaczeniu: człowiek‑Jezus, prorok potężny w czynach i słowach, powiedział i uczynił tak wielkie rzeczy, że nikt nigdy nie będzie mógł o Nim zapomnieć. Kto w Niego wierzy, zawsze będzie Go mieć obok siebie. Ten pogląd zakłada, że wszystkie ukazania się Zmartwychwstałego przytoczone przez Nowy Testament nie mają żadnych podstaw historycznych, a są tylko rezultatem teologicznego odbioru życia Jezusa, przedstawionego jako mit. Ale opisy objawień, jak to zaraz zobaczymy, nie wydają się wynikiem mistycznych wizji czy filozoficznych spekulacji. Co więcej, w sposób niedwuznaczny starają się podkreślić cielesność spotkania z Chrystusem. Do tego Ewangelie, również w odniesieniu do zmartwychwstania, zachowują styl powściągliwy, jakże odmienny od stylu opowiadań mitologii grecko‑rzymskiej, i to do tego stopnia, że niektórzy ukuli nawet nazwę „ewangeliczna obojętność”: czytając jednak te teksty nie wydaje się, abyśmy obserwowali obłęd grupy opętanych. Przeciwnie, opowiadaniom o objawieniach nie towarzyszą entuzjastyczne komentarze, bo są one podane w formie kroniki, nie zaś legendy. Zmartwychwstanie a tradycja żydowska – „Objawienie Gabriela” Można się zatem zastanowić, czy myśl o Mesjaszu, który miał powstać z martwych po trzech dniach, była wcześniej obecna w tradycji żydowskiej. Z pewnych źródeł rabinicznych z VIII wieku wiemy, iż rzeczywiście jest tam mowa o zwyczaju sprawdzania zgonu zmarłych poprzez kontrolę w grobie właśnie trzy dni po ich śmierci. Wspomina się bowiem o przypadku dwóch osób, które później ożyły, wracając do normalnego życia (por. traktat Semahot 8,1). Ale jak już wspomnieliśmy, zmartwychwstanie Jezusa wydaje się nie mieć nic wspólnego z wybudzeniem z letargu. O wiele ciekawsze porównanie z Ewangeliami pochodzi natomiast z odnalezionej w Syrii w roku 2007 steli, datowanej na I wiek przed Chrystusem. Na owej płycie wyrytych jest 87 linijek pisma hebrajskiego, którego tekst specjaliści nazwali „objawieniem Gabriela”. Inskrypcja mówi o anonimowym przywódcy, który może wyzwolić naród żydowski, oraz o proroctwie skierowanym przez tegoż archanioła do tej tajemniczej osoby: „po trzech dniach będziesz żył!”. Zdaniem profesora Israela Knohla z Uniwersytetu Hebrajskiego w Jerozolimie, adresatem tego przekazu mógł być niejaki Szymon, przywódca niepodległościowy, który miał wielu zwolenników (mówi o nim również Józef Flawiusz) i który zginął z rąk Rzymian w roku 4 przed Chrystusem. „Objawienie Gabriela” jest ważną poszlaką, naprowadzającą na wniosek, że w środowisku żydowskim współczesnym Jezusowi mogło istnieć przekonanie o przywódcy mesjańskim, który ma zmartwychwstać po trzech dniach od śmierci. Dlatego proroctwa Jezusa zapowiadające Jego śmierć, a po niej powstanie z martwych niekoniecznie byłyby wymysłem pierwszych chrześcijan, ale mogły być naprawdę przez Niego sformułowane w oparciu o wierzenia tamtych czasów. Mimo to sposób, w jaki pierwsi wyznawcy chrześcijaństwa rozumieli, co to znaczy zmartwychwstać, jest najzupełniej oryginalne w stosunku do innych nurtów judaizmu. Wszystkie religijne grupy żydowskie – wyjąwszy saduceuszów – wierzyły w zmartwychwstanie ciał, ale w perspektywie apokaliptycznej, związanej z sądem ostatecznym. Natomiast uczniowie Jezusa twierdzili, że On żyje i jest obecny pośród nich, że zmartwychwstanie jest rzeczywistością konkretną, nie zaś zwyczajnym oczekiwaniem na nieokreślone jutro. Na dodatek zmartwychwstanie Pana nie było głoszone jako odwet wobec Jego przeciwników, bo w innym przypadku Ewangelie opowiadałyby o Jego objawianiu się arcykapłanom i rzymskim żołnierzom (co rzeczywiście czynią niektóre z apokryfów). Jezus natomiast wolał ukazywać się tylko tym, którzy Mu zawsze towarzyszyli. Fenomen zmartwychwstania po raz pierwszy zostaje objawiony kobietom, a to jest co najmniej kłopotliwym wyborem narracyjnym ewangelistów. W owych czasach kobiety były wszak wykluczone z życia publicznego i nawet nie miały prawa stawać w sądach. Krótko mówiąc, ich świadectwo nie byłoby miarodajne. Pierwszą z grupy kobiet, która mogła ujrzeć Zmartwychwstałego, jest Maria Magdalena, ewangeliczna jawnogrzesznica, z której zostało wyrzuconych siedem złych duchów, praktycznie ktoś opętany. Dlaczego więc właśnie ona? Gdyby ewangeliści chcieli wymyślić od początku całe to zdarzenie, czemuż właśnie kobietom mieliby powierzać pierwsze wieści o zmartwychwstaniu? Nieprzypadkowo Celsus w swojej napaści na chrześcijan określa ich grupą „Galilejczyków, którzy wierzą w zmartwychwstanie poświadczone tylko przez kilka histerycznych niewiast”. Aby lepiej zrozumieć, co dokładnie oznaczało zmartwychwstanie dla pierwotnego Kościoła, trzeba z uwagą przeanalizować teksty o objawieniach Zmartwychwstałego. Ale najpierw zajmijmy się hipotezami na temat, co mogło się wydarzyć w grobie pomiędzy piątkowym wieczorem a niedzielnym porankiem tamtego kwietnia w roku 30. Co wydarzyło się w grobie? Ewangelie kanoniczne nie wspominają ani słowem, jak dokonało się zmartwychwstanie Jezusa, wykazując szacunek dla Bożej tajemnicy, a ponieważ nie miało ono ani jednego świadka, zatem nie sposób go opisać (to zaś jest kolejną oznaką powagi ich autorów). Relację rozpoczyna nieodmienne natknięcie się na pusty grób. Natomiast apokryfy starały się zaspokoić ciekawość czytelników, opisując imponujące sceny, co odcisnęło się sporym wpływem w dziejach sztuki. Mówiliśmy już o pierwszych rozdziałach Ewangelii Piotra. W apokryfie tym zaskoczeni strażnicy grobu zobaczyli rozwarte niebiosa i dwóch aniołów zstępujących z góry, aby zabrać Chrystusa, a On sam tryumfalnie opuścił grób, otoczony ponadziemską chwałą. Natomiast w innych apokryficznych tekstach kładzie się nacisk na cielesną postać zmartwychwstałego Jezusa, który swych uczniów poddaje specyficznemu sprawdzianowi. I tak na przykład fragment Ewangelii Hebrajczyków, cytowanej przez św. Hieronima (tekst oryginalny zaginął) brzmi następująco: „Kiedy przyszedł do Piotra i do tych, którzy znajdowali się z Piotrem, powiedział do nich: «Oto dotknijcie i zobaczcie, że nie jestem bezcielesnym duchem». Oni natychmiast dotknęli i uwierzyli” (De viris illustribus 16). Również w tak zwanym Liście Apostołów, który powstał w latach 130–170, św. Piotra i całą resztę zgromadzonych ogarnia nieufność do Zmartwychwstałego, który proponuje im, żeby Go dotknąć: „«A żebyście wiedzieli, że to Ja jestem, Piotrze, włóż swą rękę do miejsca po przebiciu moich rąk, a ty, Tomaszu, w otwartą ranę mego boku. Ty zaś, Andrzeju, patrz, czy moja stopa depce ziemię i czy zostawia na niej ślad, gdyż napisane jest u proroka: zjawa zaś, zły duch, nie ma śladu na ziemi»”. My zaś dotykaliśmy Go, aby się przekonać, że naprawdę zmartwychwstał w ciele. Potem upadliśmy na twarz przed Nim, błagaliśmy Go i przepraszaliśmy za to, że nie uwierzyliśmy w Niego” [11(22)‑12(23)]. Ten fragment przypomina znane wątpliwości św. Tomasza, o których czytamy w Ewangelii Janowej (2,24‑29), ale przedstawia też ważną różnicę. W tekście apokryfu uczniowie dotykają Jezusa, aby się upewnić, że to On. Natomiast w Ewangelii św. Jana Jezus tylko proponuje Tomaszowi, by dotykiem stwierdził Jego cielesność. Tak więc w apokryfach widać potrzebę namacalnego przekonania się o tajemnicach, niewytłumaczalnych nawet przez pryzmat wiary. W sumie jest to taką samą tendencją, jaką wykazujemy i dziś, aby zrozumieć przebieg wydarzeń. Wyjaśnienie sekretów pustego grobu, może do nas przyjść z badania najbardziej zagadkowej relikwii całego chrześcijaństwa, jaką jest Całun Turyński. Jest to fragment książki: Roberto Giacobbo, "Czy naprawdę znamy Jezusa?", Wydawnictwo Jedność. Książka jest >>tutaj<< . opr. ac/ac
Rzeczywisty grób Jezusa może znajdować się nie w Bazylice Grobu Św., ale niedaleko skały w kształcie czaszki, która leży w pobliżu Bramy Damasceńskiej. O tamtejszym grobowcu zrobiło się głośno pod koniec XIX w. Do dziś pozostaje on popularnym celem pielgrzymek protestantów. Wśród katolików to jednak miejsce mało znane. 8 Zobacz galerię Shutterstock Tzw. Grób w Ogrodzie znajdujący się w Jerozolimie niedaleko Bramy Damasceńskiej pretenduje do miana prawdziwego miejsca pochówku Chrystusa. Znajduje się on niedaleko skały przypominającej do złudzenia ludzką głowę, która zdaniem niektórych ma być prawdziwą Golgotą – Miejscem Czaszki. Według wiernych kościołów katolickiego i prawosławnego po Ukrzyżowaniu Jezus spoczął w miejscu, nad którym wznosi się Bazylika Grobu Św. 1/8 W poszukiwaniu Golgoty Shutterstock Według relacji ewangelicznych Chrystus został ukrzyżowany w miejscu zwanym Golgotą, leżącym poza murami Jerozolimy. Następnie jego ciało złożono w pobliskim grobie należącym do rodziny jego zamożnego ucznia, Józefa z Arymatei. Nazwa Golgota pochodzi od aramejskiego słowa oznaczającego czaszkę, stąd przypuszczenie, że właśnie do niej podobne było kształtem wzgórze albo skała będąca sceną Ukrzyżowania (według innej hipotezy nazwa wzięła się od zalegających tam kości skazańców). W tradycji kościołów katolickiego, prawosławnego, etiopskiego oraz kościołów wschodnich z Golgotą utożsamia się skałę w Bazylice Grobu Św. Miała ona zostać zlokalizowana przez św. Helenę – matkę cesarza Konstantyna oraz biskupa Jerozolimy św. Makarego blisko 300 lat po śmierci Jezusa. Euzebiusz z Cezarei – autor "Historii Kościelnej" pisał, że ówcześni chrześcijanie doskonale wiedzieli, gdzie znajduje się Grób Św., mimo że po powstaniu Bar-Kochby (132-35) Rzymianie zasypali go ziemią i wznieśli na nim świątynię Wenus. 2/8 Grób w Ogrodzie Shutterstock Nie wszyscy historycy wierzą, że Bazylika Grobu Św. kryje prawdziwą Golgotę i miejsce pochówku Jezusa. Możliwe, że ludzie cesarzowej Heleny podczas rozbiórki pogańskiej świątyni natrafili przypadkiem na zasypany grób, uznając, że musiał należeć do Chrystusa, skoro zadano sobie tyle trudu, by go ukryć (legenda mówi, że wkrótce w tym samym miejscu znaleziono także Krzyż Św.). Podobnie myślało kilku XIX-wiecznych uczonych uznających za prawdziwą Golgotę skałę znajdującą się w rejonie Bramy Damasceńskiej. Widniejące w niej otwory przypominają do złudzenia oczodoły w czaszce. W jej pobliżu znajdowała się jaskinia zwana przez miejscowych Grotą Jeremiasza, muzułmański cmentarz oraz pochówki żydowskie. W jednym z nich, wykutym w skale, mógł zostać pochowany Chrystus – sugerowali duchowni i działacze protestanccy, jak Fisher Howe czy Henry Baker Tristram. 3/8 Golgota gen. Gordona Shutterstock Teoria, że "oczy w skale" niedaleko Groty Jeremiasza są prawdziwą Golgotą zyskała w ostatnich latach XIX w. licznych zwolenników, wśród których był Charles Gordon (1833-85) – brytyjski generał pilnujący interesów kolonialnych w Azji i Afryce. W 1883 r. odwiedził on Jerozolimę i zafascynował się skałą oraz grobem, które odtąd nierozerwalnie łączy się z jego osobą. Niektóre źródła mówią, że wojskowy był tak poruszony widokiem kamiennej formacji, iż przeżył w jej sąsiedztwie rodzaj mistycznego uniesienia. "Jestem przekonany, że wzgórze w pobliżu Bramy Damasceńskiej to prawdziwa Golgota. Widać stamtąd Świątynię, Górę Oliwną i część miasta. Otaczają je muzułmańskie groby (…) i liczne ogrody. Miejsce śmierci naszego Pana (…) pozostało w zasadzie nietknięte. Dobrze widzieć je w naturalnym stanie. Cieszy, że nie zbudowano tu żadnego wielkiego kościoła" – pisał Gordon, który zyskał sławę po tragicznej śmierci w czasie powstania Mahdiego z Sudanu. 4/8 Popularne miejsce pielgrzymek Shutterstock Od lat 90. XIX w. Grób w Ogrodzie znajduje się pod opieką stowarzyszenia The Garden Tomb Association. Doprowadzony do porządku zabytek, wokół którego posadzono rośliny ozdobne, stał się celem pielgrzymek protestantów oraz anglikanów nie mających w Bazylice Grobu Św. "stałej reprezentacji". Grób w Ogrodzie oficjalnie utrzymywany jest przez wolontariuszy, którym pomaga grupka miejscowych. Pozostaje mało znany wśród prawosławnych i katolików, a Bargil Pixner – włoski benedyktyn i archeolog twierdzi wprost, że choć jest to doskonałe miejsce do medytacji, wszystkie związane z nim teorie to bzdury. 5/8 W czasach krucjat była tam stajnia Shutterstock Ci, którzy wierzą, że Grób w Ogrodzie to miejsce pochówku Jezusa twierdzą, że jego lokalizacja odpowiada wzmiance w Ewangelii św. Jana, iż wzgórze kaźni znajdowało się w otoczeniu ogrodów. Znaleziska archeologiczne wskazują, że okolice "skały z oczami" były wykorzystywane do uprawy roślin. Znajdowała się tam również prasa do winogron. Szczegółowe badania przeprowadzone przez archeologa Gabriela Barkaya z Uniwersytetu Hebrajskiego wykazały, że w czasach wypraw krzyżowych miejsce to zostało zaaranżowane na stajnie, zaś sam grób służył jako magazyn paszy. Pojawiła się również teoria, że łukowate sklepienie tuż obok grobowca może być fragmentem zapomnianego i opuszczonego kościoła, jaki się tu niegdyś wznosił. W rzeczywistości to jednak fragment średniowiecznego budynku gospodarczego – tłumaczył Barkay. 6/8 Miejsce na dwa ciała Shutterstock Stojąc na dziedzińcu Grobu w Ogrodzie zobaczymy prowadzące do środka prostokątne wejście, przed którym znajduje się dość długi niewysoki murek. Zdaniem niektórych służył on jako zabezpieczenie kamienia, jakim zamknięto grobowiec Jezusa. W jego wnętrzu znajdują się dwa pomieszczenia. Pierwsze stanowi rodzaj holu, drugie, odgrodzone kratą, kryje dwa wykute w skale miejsca pochówku. Jedno z nich wygląda na niedokończone, co może wiązać się z ewangeliczną wzmianką, że Chrystus został złożony w "nowym grobie". Archeolodzy sugerują jednak, że obecny wygląd tamtego miejsca to rezultat jego przebudowy przed setkami lat. Pierwotnie w obu pomieszczeniach znajdowały się bowiem kamienne półki, na których układano ciała zmarłych. 7/8 Krytyczne opinie naukowców Shutterstock Archeolodzy są nastawieni sceptycznie do twierdzeń, że Grób w Ogrodzie był miejscem spoczynku Jezusa. Jest on bowiem bardzo wiekowy i powstał ok. VIII-VII w. Różni się stylem od grobowców z czasów Jezusa, które często tworzono z myślą o całych rodzinach. Jeżeli chodzi o murek przed wejściem, zdaniem naukowców jest to pamiątka po krzyżowcach i ich stajni – rodzaj progu zabezpieczającego przed wodą, a nie miejsce na przesuwny kamień. Co ciekawe, Amos Kloner – znany izraelski archeolog wyjaśnia, że wbrew popularnym wyobrażeniom żydowskie groby nie były zapieczętowane "kamiennymi krążkami". Zwrócono również uwagę na fakt, że skała, która zrobiła tak wielkie wrażenie na gen. Gordonie, w czasach Jezusa wyglądała z pewnością zupełnie inaczej niż teraz, a jej obecny kształt to przypadkowy efekt setek lat oddziaływania wiatru i wody. 8/8 Jak wygląda grób w Bazylice? Shutterstock Grób w Ogrodzie konkuruje z "oficjalnym" miejscem pochówku Jezusa w Bazylice Grobu Św. Komora tamtejszego grobowca utraciła swój naturalny wygląd w XVI w., kiedy jej wnętrze wyłożono marmurowymi płytami, by zabezpieczyć je przed pielgrzymami, którzy dosłownie rozdrapywali ściany, zabierając okruchy na pamiątkę (w 2016 r. po raz pierwszy od stuleci zdjęto płyty na czas prac konserwacyjnych). Źródła wskazują, że pierwotnie tamtejszy grób znajdował się w otoczeniu skały, którą ludzie cesarzowej Heleny delikatnie rozkuli. Następnie otoczono go tzw. edykułą – dekoracyjną budowlą, nad którą wzniesiono konsekrowaną w 335 r. świątynię, jaka wielokrotnie padała łupem wandalizmu, pożarów i trzęsień ziemi, podobnie jak edykuła, którą czterokrotnie przebudowywano. Data utworzenia: 30 marca 2018 09:33 Zobacz Więcej
5 gru 16 07:09 Ten tekst przeczytasz w mniej niż minutę Naukowcy po raz pierwszy od stuleci otwarli grobowiec Jezusa. Odsłonięcia płyty dokonano w ramach prac renowacyjnych. Grób był zasłonięty marmurową płytą od około 1555 roku, aby uchronić go przed kradzieżami. Po jej odsunięciu naukowcy zobaczyli dużą ilość kamieni. Następne godziny prac przyniosły odsłonięcie kolejnej płyty (oznaczonej znakiem krzyża) oraz dotarcie do wnętrza samej niszy grobowej, która wg archeologów znajduje się w nienaruszonym stanie. Jednak trzeba przeprowadzić wiele badań, aby w końcu dowiedzieć się, jaka była oryginalna powierzchnia kamienia, na którym przez trzy dni spoczywało ciało Chrystusa. Na przestrzeni lat sanktuarium, w którym znajduje się grobowiec Chrystusa, było kilkukrotnie przebudowywane, ponieważ nękały je pożary i trzęsienia ziemi. Mimo że wygląd zewnętrzny grobu znacznie się zmienił, a skała Golgoty jest dość zniszczona, to nadal należą one do najcenniejszych relikwii chrześcijańskich. Miejsce nieprzerwanie przyciąga pielgrzymów z całego świata. Data utworzenia: 5 grudnia 2016 07:09 To również Cię zainteresuje Masz ciekawy temat? Napisz do nas list! Chcesz, żebyśmy opisali Twoją historię albo zajęli się jakimś problemem? Masz ciekawy temat? Napisz do nas! Listy od czytelników już wielokrotnie nas zainspirowały, a na ich podstawie powstały liczne teksty. Wiele listów publikujemy w całości. Znajdziecie je tutaj.
Uczeni, którzy pracują w miejscu, ustalili nowe fakty, które rzucają więcej światła na domniemany grób Jezusa Chrystusa. Jerozolima, Kościół Grobu Pańskiego. Przez setki lat budynek cierpiał z powodu zniszczeń wojennych, pożarów i trzęsień ziemi. Chociaż w 1009 roku został całkowicie zniszczony, a następnie przebudowany, dzisiaj dostarcza naukowcom cennych dowodów związanych z domniemanym miejscem pochówku Jezusa. Nowe fakty - grób jest starszy niż sądzono "Czy grób, który badamy jest tym samym, który zidentyfikowała rzymska ekspedycja prawie 17 wieków temu?" - pytają naukowcy na łamach National Geographic. Testy, jakie zostały przeprowadzone przez współczesnych badaczy wskazują, że znajdująca się w podziemiach kościoła wapienna jaskinia, jest tą samą, którą odkryli starożytni rzymianie. Tomb believed to be the burial site of Jesus Christ is 1,000 years older than previously thought — The Independent (@Independent) 29 listopada 2017 Zaprawa oraz marmur, które pokrywały powierzchnię grobowca - jak wynika z przebadanych próbek - pochodzą z roku 345 Zgodnie z historyczną relacją, wyprawa rzymian, która odkryła i zabezpieczyła grobowiec, miała miejsce w roku 326. "Do tej pory najwcześniejsze próbki z grobu jakimi dysponowaliśmy, pochodziły z okresu wypraw krzyżowych, co sugerowało, że miejsce to nie jest starsze niż 1000 lat" - donosi National Geographic. Czy to faktycznie grób Jezusa? Zdaniem naukowców, z archeologicznego punktu widzenia, nie ma aktualnie ewidentnych dowodów na to, że w grobowcu znajdował się Jezus. Nowe wyniki datowania sugerują raczej, że jego konstrukcja pochodzi z czasów Cesarza Konstantyna, pierwszego chrześcijańskiego cesarza rzymskiego. Badania grobowca Pierwsze od stuleci otwarcie grobowca miało miejsce w październiku 2016 roku, w czasie rekonstrukcji całej świątyni, jaka została przeprowadzona przez zespół z ateńskiego National Technical University. Kiedy owej październikowej nocy po raz pierwszy otwarto grobowiec, naukowcy zostali mocno zaskoczeni przez to, co zobaczyli. Pod marmurowa okładziną znajdowała się pęknięta kamienna płyta z wyrytym krzyżem, którą położono bezpośrednio na "łożu pogrzebowym" - przestrzeni, gdzie kładziono ciało zmarłego. Scientific testing on the site of what is believed to be Jesus’ tomb has dated material found there to the time of Rome’s first Christian emperor, Constantine. — The Tablet (@The_Tablet) 29 listopada 2017 Naukowcy spekulowali wówczas, że marmurowa płyta z krzyżem może pochodzić z czasów krzyżowców z XI w. Inni sugerowali, że jej pochodzenie jest starsze, a uszkodzenia na niej widoczne pochodzą właśnie z czasów wypraw krzyżowych. Nikt nie mógł wtedy przypuszczać, że dokładne badania zdradza jej jeszcze starsze, bo rzymskie, pochodzenie. Tworzymy dla Ciebie Tu możesz nas wesprzeć.
co znaleziono w grobie jezusa